Tragikomedia o adaptacji przyjezdnej kretynki do peryferyjnych idiotów. Mogłaby być z tego niezła komedia obyczajowa, ale reżyserowi chyba zabrakło poczucia humoru. Mogłaby to być anatomia alkoholizmu, ale chyba reżyser o tym nie pomyślał. Miał chyba zamiar stworzyć coś ambitnego, ale wyszło płytko. Obraz amerykańskiego zadupia odmalowany w "Downtown Owl" nie jest aż tak odstręczający, żeby nabrać doń obrzydzenia, ale wystarczająco zniechęcający, żeby odstraszyć potencjalnych turystów.